♫ Relacja z koncertu Zorkkk / Panik / Nevada Tan ♥

Jak zapewne zauważyliście, ostatnio coś nie mam weny na pisanie bloga. Główną przyczyną jest to, że staram się skupiać na ważniejszych dla mnie rzeczach i brakuje mi czasu na napisanie postu. A jak już czas się znajdzie, to zazwyczaj nie mam chęci (czasem też zapomnę) i robię coś innego. Pewnie sami wiecie jak to jest, szczególnie gdy ma się bardzo dużo zainteresowań, na które trudno znaleźć czas.

Trochę mi głupio, że za relację tego koncertu zbierałam się 2 miesiące. Pewnie, gdyby chodziło o inny koncert, inny zespół, olałabym to i nie podzieliła się z Wami wrażeniami. Szczególnie że po takim czasie nie jest aż tak łatwo przypomnieć sobie szczegóły – więc je sobie daruję – i dlatego relacja będzie taka ogólnikowa.

Historia

Może zacznę od wyjaśnienia, dlaczego ten zespół jest tak wyjątkowy, że mimo tak długiego czasu zdecydowałam się jednak napisać tę relację? To mój ulubiony zespół. Chłopcy: Frank, Timo, David, Juri, Jan i Linke debiutowali w 2007 roku jako Nevada Tan płytą „Niemand hört dich”. Osiągnęli dość duży sukces w Niemczech, ale również i nasze polskie czasopisma typu Bravo czy Popcorn się o nich rozpisywały. Niestety nie mieli szczęścia – producenci ich oszukali, dlatego chłopcy podali ich do sądu. Rozprawę wygrali, ale producenci twierdzili, że zarówno nazwa jak i utwory są ich. Sąd zgodził się tylko co do tego pierwszego, a prawa autorskie do utworów nadal należą do chłopaków. To zmusiło chłopców do zmienienia nazwy zespołu i niedługo potem wydali nowy utwór „Was würdest du tun?” jako Panik. I ja poznałam ich właśnie w tym momencie: nadal z jedną płytą plus kilkoma utworami, już pod nową nazwą. Byłam wtedy w depresji i po tylu latach trudno opisać, jak bardzo pomogła mi ich muzyka, teksty… W tamtym okresie muzyka miała na mnie ogromny wpływ, a chłopcy do mnie przemówili, dając mi siłę i motywację do walki z chorobą, pocieszając w złych chwilach, dając to poczucie: nie jesteś sama. To niesamowite, ale czuję się jakby utwór „Niemand hört dich” opowiadał… o mnie. O tym, co czułam, gdy miałam 16… 17 lat. Naprawdę, niesamowite uczucie.

Drugi album, zatytułowany po prostu Panikchłopcy wydali we wrześniu 2009 roku, ok. 3 miesiące po tym, jak zakończyłam leczenie na depresję, można było mnie uznać za zdrową, ale nadal musiałam dalej szukać recepty na szczęście i odkryć, czego tak naprawdę chcę. Drugi album pokochałam od razu, do dziś uważam go za jeden z najlepszych albumów, które do tej pory słyszałam, a że łączą się z nim wspomnienia, jest moim ulubionym. Niestety fani nie długo cieszyli się powrotem zespołu. Ledwo dwa miesiące później, 11.11.2009 pojawiła się informacja, że czterech chłopaków opuszcza zespół – co w praktyce oznaczało ich rozpad. Dziś może to się wydawać śmieszne, ale byłam wtedy tak zdruzgotana tą informacją, że nie spałam przez całą noc. Po rozpadzie, miesiąc później chłopcy jeszcze zagrali kilka koncertów w Niemczech (tylko początek krótkiej trasy był w pełnym składzie, Linke zrezygnował z reszty koncertów), ostatni grając bodajże w kwietniu 2010 roku w Paryżu. W międzyczasie David poinformował fanów, że dostali propozycję koncertu w Warszawie, ale niestety… nigdy nic z tego nie wyszło.

Timo i David obiecywali kontynuować działalność Panik i z początku wydawało się, że dotrzymają słowa. W wigilię 2009 wrzucili do sieci „Es ist Zeit”. Do dziś jeden z moich ulubionych utworów i wzruszam się zarówno go słuchając, a przede wszystkim oglądając teledysk. Gdy oglądałam go pierwszy raz, płakałam. Niestety nadzieje fanów na nową płytę się rozwiały, bo mimo obiecywań, że do płyty brakuje im tylko 2-3 utworów, nigdy nie ujrzała ona światła dziennego. Każdy z nich zajął się czymś innym (aczkolwiek nadal pracując w branży, a czasem i współpracując ze sobą), na święta wrzucając kolejny prezent w postaci wideo, piosenki itp. Po jakimś czasie i zaprzestali tych prezentów.

Aż w pod koniec kwietnia 2016 roku pojawił się Zorkkk. Największym zaskoczeniem było to, że  w projekt są zaangażowani nie tylko David i Timo, ale również Franky.  Oczywiście od razu rozbudziły się nadzieje na nową płytę, niestety… złudne. Poza tą jedną piosenką do tej pory nic nowego się nie pojawiło. Tak się zastanawiam, czy nie wydali jej tylko po to, żeby zwrócić zainteresowanie fanów na nich, bo… drugą niespodzianką, jaką zrobili było: ogłoszenie koncertu.

Koncert

To miał być jedyny koncert, na 10-lecie Panik, na którym oczywiście mieli zagrać również stare utwory. Ponieważ ja, kiedy oni mieli ostatnią trasę, nie byłam w stanie pojechać sama za granicę (brak kasy, brak doświadczenia, szkoła, niby miałam 18 lat i teoretycznie mogłam… w praktyce wtedy wyzwaniem byłoby dla mnie dostanie się samodzielnie do Warszawy), więc nigdy nie byłam na ich koncercie. Marzyłam o nim, nie wierząc w to, że kiedykolwiek moje marzenie może się spełnić. Myślałam, że może będę miała szansę spotkać każdego, ale osobno, z ich nowymi projektami itp., nie sądziłam, że naprawdę kiedykolwiek oni staną razem na scenie. A jednak. Życie zaskakuje mnie nieustannie i spełnia marzenia, które wydawały mi się niemożliwe. Jakby chciało mi powiedzieć: wszystko jest możliwe.

Prawdę mówiąc chwilę się wahałam, nie wiedząc jak dotrzeć do Hamburga, gdzie spać i w ogóle. Minął miesiąc od ogłoszenia koncertu, zanim w końcu kupiłam bilety, bo dotarło do mnie, że: jeśli ja nie pojadę na ten koncert, będę żałować i nie wybaczę sobie tego do końca życia. Więc pojechałam. Właściwie poleciałam samolotem z Krakowa, który o dziwo był tańszy, niż jakbym się chciała tam dostać autobusem czy pociągiem.

Koncert odbył się 3 lutego 2017 w niewielkim klubie i błagam, nie pytajcie mnie na ile osób był ten klub, bo ja nie jestem w stanie oszacować takich rzeczy (mam problem z oszacowaniem czegokolwiek, czy ilości czy wagi czy odległości). Jako support wystąpił zespół Destination Anywhere. Nie zaskoczyło mnie to, ponieważ od lat David (jako producent) z nimi współpracuje, a i Timo nagrał jeden albo kilka ich teledysków. Z tego powodu znam ten zespół i nawet próbowałam się z nim zaprzyjaźnić, ale niestety, nie trafili w moje gusta. Wiele fanek świetnie się bawiło podczas ich występów, ja tak naprawdę czekałam na główną gwiazdę wieczoru.

Chłopcy już przed koncertem poinformowali, że poza Zorkkk, a więc Davidem, Timo i Frankiem, na scenie pojawią się również Juri i Jan. Niestety do pełni szczęścia brakło Linkego, jednak nikogo to nie dziwiło: chłopcy raczej nie mają ze sobą kontaktu, a że Linke mieszka teraz w Los Angeles… Trochę szkoda, bo chciałabym go kiedyś spotkać, kto wie, może kiedyś się uda? :) W każdym razie rolę basisty przejął ten z Destination Anywhere, dokładnie tak samo, jak kilka lat wcześniej podczas ostatnich koncertów.

Oczywiście zaczęło się od „Ausnahmezustand”, najnowszego utworu. I jeśli chodzi o tracklistę, to tylko tyle pamiętam. Dobrze, żartuję, pamiętam jeszcze inne utwory, jakie grali, m. in. moje ulubione „Ein neuer Tag”, ale nie jestem w stanie przypomnieć sobie kolejności. Z resztą, to nie ważne, koncert był nagrywany, więc powinien się kiedyś pojawić. Podejrzewam, że chłopcy go wrzucą dopiero na święta. Oczywiście mam na myśli Boże Narodzenie, nie liczę na niego wcześniej. W niektórych utworach trochę pozmieniali aranżacje, jedne na bardziej taneczne, inne były spokojniejsze wersje, „Kinder” całkowicie otrzymało nowy tekst, który Timo rapował z kartki, „Wie es ist” było całkowicie bez prądu: David grał na gitarze, a Franky śpiewał, nie używając do tego mikrofonu. To była cudowna chwila, dodatkowo kiedy wszyscy śpiewali razem z nim. Oczywiście podczas „Ein neuer Tag” nie mogło zabraknąć jednego szczególnego momentu, kiedy David grał jednocześnie na klawiszach i gitarze. Usłyszeć to na własne uszy! Coś niesamowitego. Jednak najbardziej cieszyła radość Davida, Timo i Frankiego. Oni autentycznie cieszyli się, że są na scenie i mam nadzieję, że ta radość sprawi, że projekt Zorkkk zrodzi coś więcej niż tylko jeden utwór. Niestety na Juriego nie zwracałam zbyt wielkiej uwagi, a kiedy patrzyłam, był bardzo skupiony, a Jana z mojego miejsca w ogóle nie widziałam.

Po koncercie

Koncert był niesamowity. Nie wiem, jak długo trwał, ale miałam wrażenie, że skończył się za szybko. Prawdopodobnie miałabym mało, nawet gdyby zagrali wszystkie utwory :) Jednakże koniec koncertu nie oznaczał koniec wieczoru. Każdy prędzej czy później wyszedł do fanów. Jako pierwszego dorwałam Timo i poprosiłam, żeby napisał mi cytat z ich piosenki „Scheiß auf die Anderen”. Był zaskoczony, ale napisał. Kiedy mu powiedziałam, że chcę to sobie wytatuować, próbował mi odebrać kartkę, ale nie udało mu się. Prawdę mówiąc, podejrzewam, że mi nie uwierzył, dlatego tak szybko odpuścił. Ale ja nie żartowałam. Ponieważ za pierwszym razem mnie nie zrozumiał, dał mi swój autograf na kartce, więc właściwie mam jego dwa autografy, bo drugi oczywiście zebrałam na zdjęciu w książeczce z drugiej płyty. Potem poszłam do Davida i byłam zaskoczona, jak wiele uwagi poświęcał fanom. Chyba dlatego po tym koncercie to właśnie jego wspominam najlepiej. Nie tylko szczerze ucieszył się, że przyjechałam z Polski (chociaż przede mną rozmawiał z dziewczynami z Kanady i Peru!), ale uważnie słuchał, jak opowiedziałam mu, ile dała mi jego muzyka i wiecie… on chciał ze mną dalej gadać. Ja już w sumie nie wiedziałam o czym, to dowiedział się, że studiowałam germanistykę, że kocham niemiecką muzykę i cholera wie, co jeszcze. Ale warto było, bo usłyszeć od niego, że dobrze mówię po niemiecku… ♥ Tego, co czuję, nie opiszą żadne słowa. Oczywiście dostałam też autograf, nawet z dedykacją i był zaskoczony, że moje imię pisze się przez z. Kiedy już go opuściłam, pozwalając się dopchać innym fankom, dotarło do mnie, że mogłam go przytulić. Jakiś czas się wahałam, w końcu podeszłam do niego drugi raz i kiedy zapytałam go, czy mogę go przytulić, oczywiście się zgodził, po czym tak jakby nie chciał mnie wypuścić z ramion. Serio, dla mnie trwało to całą wieczność, to nie było tak, że cała akcja trwała 5 sekund, tylko sam przytulas trwał jakieś 3 razy dłużej.

Później polowałam na innych chłopaków. Udało mi się dostać do Jana, który już chciał iść zapalić, ale jeszcze przystanął, żeby mi się podpisać, żebym mogła mu opowiedzieć, jak ich muzyka mi pomogła oraz go przytulić. Zapytał mnie, skąd jestem, a kiedy odpowiedziałam, że z Polski on na to „dzień dobry!”. Później udało mi się spotkać Juriego, który pozwolił mi się przytulić, ale był taki… sztywny… nie tylko w tym momencie, również podczas rozmowy czy ze mną czy z innymi, więc wydaje mi się, że nie czuł się zbyt komfortowo. Dlatego też nie zabrałam mu zbyt wiele czasu, chociaż paradoksalnie jego znam najdłużej, bo już kiedyś miałam okazję rozmawiać z nim na skype. Chociaż mam nadzieję, że nie pamięta tej rozmowy, jeszcze z moim głupim nickiem. Potem dorwałam Franka i to był kolejny cudowny moment wieczoru: Kiedy powiedziałam mu, jak mi pomogła ich muzyka (tak, powiedziałam to każdemu), od razu mnie przytulił. Nawet nie musiałam o to prosić. Na koniec poszłam jeszcze raz do Timo z tą moją gadką o muzyce i chociaż Timo przez cały czas był oblegany i ogólnie zgrywał się (swoją drogą podczas koncertu pytał, kto jest zza granicy i wymieniał kilka krajów np. Rosję, to choć widział moją flagę nie zapytał, kto jest z Polski – i wiem, że było to celowe, bo spojrzał wtedy w moją stronę), pozwolił się przytulić.

https://www.instagram.com/p/BQFeb3ujscQ/

Oczywiście o koncercie mogłabym napisać więcej. Pewnie napisałabym, gdybym wzięła się za ten post od razu po powrocie do domu. Z drugiej strony ten koncert był dla mnie ważny ze względu na emocje, jakich doświadczyłam, bo spełniło się moje niemożliwe marzenie i mogłam w końcu podziękować im za pomoc w tak trudnym dla mnie okresie. Tak naprawdę emocje liczą się dla mnie najbardziej i myślę, że udało mi się nimi z Wami podzielić. Mam nadzieję, że nagranie całego koncertu pojawi się prędzej czy później na np. YouTube i dam Wam wtedy znać, żeby zobaczyć szczegóły, jak brzmiały utwory, co zagrali itp. itd. wystarczy obejrzeć. Może ktoś z Was się skusi, bo warto, ja czekam na to wideo, by móc przeżyć ten koncert jeszcze raz. Póki co zostały opublikowane dwie piosenki, a na Facebooku był też live nagrywane podczas koncertu (i dwa po). Na nim widać nawet moją flagę <klik>.

Chociaż nie mam zdjęć (mam beznadziejny aparat w telefonie), mam autografy, wzór do tatuażu i co najważniejsze: wspomnienia. Rok temu nie uwierzyłabym, gdyby ktoś mi powiedział, że będę na koncercie Panik, że będę mogła z nimi chwilę porozmawiać i się do nich przytulić. Ale w życiu piękne jest to, że potrafi nas zaskoczyć i uszczęśliwić. Warto marzyć, nawet jeśli sądzimy, że coś nie ma prawa się wydarzyć, możemy się mylić :)

Jedna myśl w temacie “♫ Relacja z koncertu Zorkkk / Panik / Nevada Tan ♥

  1. Ewa aka Klaudyna pisze:

    Mogłaś mówić, mam zdjęcia setlisty. ;)
    To był niesamowity dzień. Dziś go wspominam i chce mi się płakać… Chciałabym pojechać do Moskwy, ale pieniędzy brak… Oby to nie był ostatni koncert, bo ja chcę jeszcze raz! :D

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.